piątek, 27 stycznia 2017

kaksi


"Stwierdzenie, że strzała Amora trafia prosto w serce jest zupełnie nieprawdziwe, ponieważ stan zakochania z sercem nie ma nic wspólnego. "Siedliskiem" miłości jest mniej romantyczne miejsce, czyli mózg. Kiedy trafia w nas Amor, mózg zaczyna produkować różne substancje chemiczne, które wywołują kaskadę skomplikowanych reakcji chemicznych i w konsekwencji, które wprowadzają nasz organizm w stan oszołomienia. Zupełnie jak po narkotyku. Miłość jest więc chemią, uzależnieniem, a skoro uzależnieniem, to i chorobą. Co ciekawe, niektórzy psychiatrzy stan zakochania ujęli w ścisłą definicję, według której to zawężenie pola świadomości, chwiejność emocjonalna i upośledzenie władzy umysłowej, które zakłócają normalny proces przewidywania."

Zamykam z trzaskiem książkę ukrywając zmęczenie, które owładnęło mnie kilka chwil temu. Ponownie wywracam oczami zerkając na zegar, którego wskazówki zatrzymały się kilka minut po dwudziestej pierwszej. Mruczę coś niewyraźnie pod nosem przyglądając się pracującemu w skupieniu brunetowi. Unosi wzrok znad starty wniosków, pozwów i innych papierzysk uśmiechając się z politowaniem. Wiedział, że tak się skończy moje poszerzanie horyzontów - drwił z tego przy każdej możliwej okazji, gdy widział się z opasłymi tomiskami pod pachą jak na palcach przemierzałem nasze, wspólne mieszkanie. Wzdycham głośno powodując jego śmiech.
Zabawne, naprawdę bardzo zabawne warczę pod nosem odsuwając się od szklanego stołu. Znam go na tyle, że wiem, że zwyczajnie się ze mną droczy, jednak nie mam siły na takie zabawy. Marzę tylko o pościeli, skrzypiącym łóżku i ewentualnie nim obok mnie. Długo jeszcze będziesz udawał, że pracujesz? pytam dotykając jego ramienia i spoglądając na rozłożoną przed nim teczkę i kilka grubych książek. Chciałam się wygadać.
Jestem twoim osobistym terapeutą? − mruczy sadzając mnie sobie na kolanach. Czuję mocny zapach jego perfum, gdy obejmuję jego szyję dłońmi z nikłym uśmiechem. Wzdryga się, gdy moja zimna obrączka dotyka jego karku na co śmieję się krótko. Mam do przejrzenia te umowy na jutro. mówi pocierając nosem moje ramię. Zadzwoń do Wojtka, może go oderwiesz od butelki.

Zaciskam wargi zamykając oczy, ponieważ tym razem nie mogę zadzwonić do przyjmującego. Z drugiej strony mogłabym skontaktować się z nim w sprawie zwyczajnej błahostki byleby odstawił alkohol i po prostu mnie wysłuchał. Mam z nim do pogadania, jednak nasze spotkanie ma mieć miejsce dopiero za kilka dni. Ma treningi, mecze, a ja pacjentów zupełnie innych niż on. Spinam się mimowolnie sprawiając, że Kordian patrzy na mnie z troską. Był ze mną w chwilach, gdy zaczynałam mierzyć się z niesprawiedliwością życia, pomagał, słuchał, przytulał i podawał ciepłe kakao.
Nie mogę − odpowiadam chwytając jego dłoń z lubością. Mam z nim problem, ponieważ znowu zaczyna się ode mnie odsuwać, a ja nie wiem, co jest tego przyczyną. Sądziłam, że ufa mi na tyle, że w końcu dowiem się, co stało się z tą dziewczyną. wzdycham kończąc każde zdanie, czując jak kamień spada z moich płuc pozwalając mi znowu zaczerpnąć powietrza. Nie mogę dopuścić do tego, że się na mnie zamknął. Chce jego dobra, wiesz o tym prawda?
Nie sądzisz, że trochę za mocno się zaangażowałaś? pyta zdejmując okrągłe okulary, które odkłada na stół. Oczywiście, że ma rację, jednak Wojtek jest moim przyjacielem, chcę mu pomóc. Patrzę na mnie dając mu jeszcze szansę na wycofanie tego pytania, jednak przez te lata stał się odporny na moje sugestywne, zabijają go spojrzenia. Asik, nie możesz na niego naciskać. Kiedy uzna, że powinien ci powiedzieć to wiem, że na pewno to zrobi.

Przewracam oczami przeczesując dłonią splątane włosy. Czuję się bezsilna, choć nienawidzę się tak czuć. Bezsilność jest najgorszą z rzeczy jakie mi się przydarzają podczas pracy z pacjentami. Chcę im pomóc, być słońcem, które przegna ich chmury. Tylko czasem moje chęci i starania niewiele dają, nie przynoszą zaplanowanych przeze mnie rezultatów, to boli najbardziej. Teraz jest gorzej, ponieważ Wojciech Julian stał się dla mnie rodziną, bratem, którego nigdy nie miałam, spowiednikiem. Biję się z myślami, walczę z chęcią pojechania teraz do niego i postawienia go pod ścianą, aby wreszcie wykrztusił z siebie wszystkie rzeczy, które go zraniły, aby mógł żyć normalnie.
Chodź już spać, bo chyba zaczynasz za dużo myśleć o tym wszystkim słyszę szept bruneta i niczym lalka, szmaciana zabawka kiwam głową. Może on ma rację? Może to nic takiego i kiedyś w końcu się dowiem? Liczę na to, ponieważ oprócz Wojtka mam jeszcze kilka innych zmartwień na głowie. Jednak żaden z nich nie jest na tyle poważny, że myśleć o nim w wolny wieczór, aby zaniedbywać dla niego ukochanego męża. Kochanie, wszystko będzie okej. Wojtek jest dużym chłopcem, poradzi sobie.

Ma rację, znowu ma rację.


✯✯✯




Zerkam na siedzącą naprzeciw mnie blondynkę, której rozbiegany wzrok spoczywa na wszystkim tylko nie na mnie. Bawię się stojącą na biurku figurką wpatrując się w jej błękitne oczy, które nie są już opuchnięte od płaczu jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Zosia w końcu zdaje się wyciszać i spogląda na mnie zagryzając wargę, jakby chciała powstrzymać się przed wszelkimi odpowiedziami na moje pytania. Widzę jej zapadnięte policzki, skuloną postawę i wiem, że nim wszystko wróci do normy minie wiele tygodni, wiele godzin. Uśmiecham się do niej delikatnie, próbując wyczuć na ile mogę sobie pozwolić, aby nie przeciąć tej nici porozumienia, która się między nami zawiązała.

Prosiłaś mnie ostatnio, żebym zastanowiła się czemu Adrian to zrobił rozpoczyna rozmowę delikatnym głosem, który bardziej pasowałby do uczennicy niż do prawie trzydziestoletniej kobiety, która jest krucha niczym chińska zastawa, którą moja teściowa chowa w głęboko w szafie. Miał dość niesprawiedliwości świata. patrzy na mnie uważnie i teraz to ja się czuję jak pacjent, nie mogę pozwolić jej przejąć kontroli. To ja tu ustalam zasady, a nie ona. Oczywiście, że był chory, wiem o tym. Leki nie działały, jednak on wiedział, że kiedyś umrze. Chciał oszczędzić sobie cierpienia. Miałaś rację, że nie mam prawa się o to obwiniać.

Cieszę się, że doszłaś do takich wniosków splatam palce kładąc je na blacie. Każda żałoba ma kilka etapów, jednak skoro wiesz, że teraz jest mu lepiej to jesteśmy na dobrej drodze.
Uśmiecha się do mnie nieśmiało zakładając kosmyk blond włosów za ucho. Odchylam się do tyłu wyciągając spomiędzy książek zgiętą na pół kartkę. Kładę ją między mnie, a blondynkę nie spuszczając z niej wzroku. Nie rozumie, co kryje się za wykonaną przeze mnie czynnością, jednak gdy odwracam kartkę wszystko staje się jasne. Fotografia przedstawiającą ją i Adriana leży między nami, a ja widzę jak w jej oczach gromadzą się łzy. To chciałam wywołać, nim zacznę swój pełen profesjonalizmu wywód.
To zdjęcie dostałem od waszej mamy - mówię spoglądając na nią z troską. Nie chciałam, żeby ból wrócił. Chciałam ci tylko pokazać, że brat zawsze będzie w twoim życiu. - mówię wskazując palcem w jej stronę. Wspomnienia, które ma w sercu, miłość rodzeństwa - to wszystko sprawi, że na cmentarzu nie będzie rozmawiała z kawałkiem granitu tylko z młodszym bratem, który zabierał jej lalki i obcinał im włosy. Twój brat...

Zawsze będzie żył w moim sercu kończy rozpoczęte przeze mnie zdanie, a ja wiem, że mogę świętować jeden, mały sukces. Wygraliśmy jedną bitwę, ale przed nami jeszcze cała wojna. Musimy wrócić z tarczą - innego obrotu spraw nie przyjmuję. − Dziękuję, bałam się, że będziesz mi kazała o nim zapomnieć, bo go już nie ma.
Miałam na początku taki zamiar − uśmiecham się i widzę, że śmieje się pod nosem. Kiedy staje się po prostu Zosią jest naprawdę sympatyczna. Blondynka wstaje z miejsca, a ja po raz pierwszy widzę, że uśmiecha się tak szeroko. Ubiera czarny, przytłaczający ją płaszcz wyciągając drobną dłoń w moją stronę.

Czyli widzimy się za dwa tygodnie? - pyta przyjacielsko, gdy odwzajemniłam jej uśmiech. Kiwam głową strzepując z jej kurtki niewidzialny pyłek. Czuję, że jest jeszcze coś o czym chciałaby ze mną porozmawiać, jednak się krępuje, może boi. Jej oczy dalej napełnione są smutkiem, jednak wiem to zupełnie naturalne. Każdy przeżywa stratę bliskiej osoby, ale najważniejsze w jej terapii było to, żeby nie obwiniała się o to samobójstwo. − Dziękuję.
Pocieram dłońmi przedramię, gdy do pomieszczenia wpada wzburzony Wojtek, a za nim Andżelika. Siatkarz staje w miejscu patrząc z dezorientacją to na mnie, to na Andżelikę, to na Zosię. Wydaje się zmieszany, jednak ja w jego spojrzeniu dostrzegam coś jeszcze - obawę, niedowierzanie. Andzia rzuca w moją stronę przepraszające spojrzenie mrucząc pod nosem, że próbowała go powstrzymać przed wtargnięciem do mojego gabinetu, jednak jej nie słuchał.
To ja może… zamyka usta po chwili mierząc moją wojowniczą pozę skruszonym wzrokiem. Naprawdę mam ochotę zacisnąć dłonie na jego szyi i odciąć mu możliwość oddychania, jednak to tylko moje chore, lekko szalone myśli powodowane zwyczajną złością. Poczekam na zewnątrz. kwituje kiwając głową, gdy pokój wypełnia pełen irytacji parsknięcie recepcjonistki.
Mruczę pod nosem kilka niecenzuralnych słów wywołując cichy śmiech dłonie w kieszenie kurtki Zosii. Uśmiecham się do niej pod nosem siląc się na nieme przeprosiny. Dziewczyna zdaje się jednak znowu odlatywać do swojego świata. Kiwa głową, a ogniki, które zagościły w jej oczach na krótką chwilę znowu gasną.

Chowa się, bo przestraszyła się jakiejś myśli, muszę tylko ją poznać.


✯✯✯

Nie masz prawa wchodzić tutaj bez pukania mówię lodowatym tonem tupiąc nogę w dębową podłogę. Wojtek siedzi na krześle wbijając wzrok w blat mojego biurka. Krążę po gabinecie próbując ochłonąć, odciąć się od sytuacji, która miała miejsce kilka chwil temu, aby nie wykrzyczeć mu w twarz wszystkiego, co mnie martwi, byleby go nie przestraszyć. Jednak przyjmujący nie zwraca na mnie uwagi - kiwa głową na moje zarzuty, niby się kaja, ale traktuje mnie jak zło konieczne, od którego najlepszą ucieczką będzie świat własnych myśli. − Mam innych pacjentów poza tobą, choć wiem, że to dziwne nie ukrywam ironii w mym głosie. Prowokuję go, aby wrócił.
Widzę jak zaciska mocno powieki jakby walczył z jakimś nawiedzającym go co noc koszmarem, jakby nawiedziły go sprawy z przeszłości, o którym nie wiem niestety nic. Zawsze, gdy poruszam ten temat zbywa mnie wyszukując w sobie nowych problemów. Staje za nim nawet nie licząc na to, że dzisiaj się odezwie. Ten typ tak ma - myślę chwytając się oparcia jego krzesła. Ile bym dała, aby poznać jego myśli, aby móc zrozumieć co nim kieruje i dlaczego, żeby po prostu wiedzieć co czuje. Chyba nie żądam zbyt wiele?

Rób, co masz robić. Chcę tylko, żeby ta godzina już minęła. − warczy przez zaciśnięte zęby zupełnie niepodobnym do siebie tonem, jednak ja tylko kiwam głową siadając naprzeciw niego. Nie wiem co takiego powiedziałam, co zrobiłam, że stałam się dla niego przysłowiową płachtą na byka, jednak nie mam zamiaru szukać w sobie winy. To, że się przyjaźnimy nie sprawia, że jest ważniejszy od innych pacjentów, wręcz przeciwnie. Gdy ma jakiś problem może zadzwonić o każdej porze, a ja na pewno go wysłucham i postaram się mu pomóc - inni muszą się umawiać, dzwonić, rezerwować terminy.
Obiecałam ci ostatnio grę w skojarzenia, prawda? zadaję pytanie, które on jednak traktuje jak retoryczne. Chwytam się brzytwy tonąc, ponieważ coś wzburzyło go do tego stopnia, że w pewnym momencie któreś z nas nie zapanuje nad emocjami. Mów pierwszą rzecz jaka przyjdzie ci do głowy, niech to będzie odruch. Siatkówka.
Praca odpowiada od razu dalej mając zamknięte oczy. Mógł powiedzieć pasja, przyjemność. Kocha to co robi, ale żeby żyć z tego musi to tak traktować, bo miłość czasem nie wystarcza.
Gabinet ciągnę tę grę kontrolując przekaz, jednak po cichu zaciskając na kolanach palce, czekając na cud, na coś o czym będę mogła znowu myśleć.
Ty - uśmiecha się pod nosem wypowiadając te słowa, a ja wiem, że właśnie do mnie wrócił. Nie wiem gdzie był. Nie wiem z kim był, ale już jest tutaj, teraz, ze mną. Mój Wojtek wrócił, więc przedstawienie może trwać.
Kawa nasz ulubiony napój i choć wypowiadam to słowo przypadkowo wierzę, że może oprócz wizyt w kawiarni przy rynku ma z nim jeszcze jakieś wspomnienia.
Ciepło.
Kominek myślę o świętach, o drewnie, o zapachu pierników, o grzybach suszących się nad piecem w kuchni. Kominek, ogień, ciepło.Te rzeczy, których mi brakuje mieszkając w Łodzi.
Andrychów cieszę się, że wspomina o domu. Znam jego rodziców, wiem, że jest z nimi silnie związany, że stara się zyskać ich poparcie w każdej sprawie. Są surowi, jednak chcą dla niego jak najlepiej.
Zima mówię twardo obserwując jego zaciskające się miarowo na podłokietnikach palce. Nie wiem w co wchodzę, ale to jeśli to jedyna droga to przejdę dla niego przez piekło.
Zniszczenie nie rozumiem jego słów, jego toku rozumowania. Jego odpowiedzi, impulsywne, takie jakie powinny być są nieskładne, pozornie niewarte uwagi.
Ogień żywioł zniszczenia. Niszczy i buduje może dać ci może odebrać. Nie ma nic większego od niego, a ludzie i tak starają się nad nim zapanować. Czuję, że jestem blisko tylko czego?
Namiętność ucina szybko sprawdzając moją reakcję. Widzę jak świecą mu się oczy, boję się przekroczyć strefę komfortu, ale muszę.
Miłość − mówię na wydechu, trochę łudząc się, że nie zrozumie, jednak gdy dociera to do niego odpowiada niemal od razu.
Finlandia mówi chyba nieświadomie i trochę wbrew sobie, bo od razu otwiera oczy kręcąc głową. Patrzy na mnie oddychając głośno, głęboko niczym po przebiegnięciu maratonu. Wstaje, a jego ruchy są chaotyczne, jakby odkrył się za bardzo. Asia, ja już muszę iść − chwyta bluzę zapinając ją trzęsącymi się dłońmi. Siedzę wbita w fotel nie mogąc się skupić na niczym poza nim. Przestraszony, zdezorientowany, niepewny, z żałością w oczach. Przepraszam. wychodzi zostawiając otwarte drzwi, a mi opadają ręce. Czuję jakby wszystkie siły ze mnie odpłynęły.


To chyba jednak przełom, tylko dlaczego nic wcześniej mi nie powiedział.






✯✯✯

Jakże piękny jest ten świat - chciałabym zanucić na powitanie. Z tym rozdziałem było ciężko, naprawdę. Mam nadzieję, że nie zepsułam tego zupełnie... Coś się dzieje, ale co nie wiem chyba nawet ja. Chciałabym tylko napisać, że ostatnio łamię swoje zasady, ponieważ w normalnych okolicznościach ona nigdy nie miałby na imię Joanna. Rozdział numer trzy za tydzień, a jutro zapraszam na zagmatwaną nie bardziej niż ta historię Tomka.

wasza, ret.

czwartek, 5 stycznia 2017

yksi

Według Freuda, szczęście jest czymś subiektywnym, dlatego trudno jest przyjąć taką definicję szczęścia, która zadowoliłaby wszystkich. Istnieją tak przeróżne indywidualne koncepcje szczęścia, że aż krańcowo odmienne, nieuporządkowane lub wręcz sprzeczne. Lista tych określeń może nie mieć końca. Co mi daje szczęście? Kordian, miłość, praca i gdy Wojtek jest szczęśliwy. Wiem, że na to zasługuje.

Ostatnie promienie wrześniowego Słońca oświetlają skąpany w muzyce klasycznej gabinet. Uśmiecham się szeroko obracając w stronę okna skórzany fotel. Nie mogłam inaczej wyobrazić sobie mojej przyszłości - jest najlepiej.
Wpisuję do skórzanego zeszytu kolejną datę i skreślam zapisaną pod nią godzinę z Włodarczykiem. Sportowiec siedzi naprzeciw mnie z uśmiechem wpatrując się w migoczącą wesoło złotą obrączkę.
- Warto było tchórzyć? - pyta uśmiechając się kpiąco. Uśmiecham się do niego jeszcze szerzej nie odpowiadając, przecież wiem i nie muszę. To pytanie było retoryczne, a jeśli nawet chciałby na nie odpowiedzi to w tym miejscu ja ustalam zasady. - Opaliłaś się na tych Karaibach.
- Dzięki - mruczę przekładając plik zamkniętych jeszcze kopert z jednej strony biurka na drugą. Nie mam dzisiaj głowy do tych wszystkich tabelek i wykresów skuteczności leczenia. Wróciłam do pracy trzy dni temu i jeszcze nie wciągnęłam się w gabinetową rutynę. Te kilka dni spędzone z ukochanym mężem były najlepszą nagrodą. - Miesiąc miodowy ma swoje prawa.
- Taka miłość się nie zdarza. - odchyla się trzymając dłonią kant dzielącego nas biurka. Jego brązowe oczy błyszczą zaczepnie, jednak gdy chowam leżące dotychczas na blacie zdjęcia poważnieje.

Obracam się po raz kolejny w stronę okna układając sobie wszystko w głowie. Przyjemne zawroty po chwili ustępują, a ja ponownie chcę rozpocząć najbardziej ciekawy dla mnie temat. Od kiedy znam Wojciecha nigdy nie udało nam się dojść do źródła tego wszystkiego. Jednak na ostatnim Sylwestrze udało mi się wychwycić z jego pijackiego bełkotu kilka słów, które posłużyły mi za podwaliny koncepcji tego całego bałaganu w wojtkowym wnętrzu.
- Jaka ona była? - pytam układając głowę na splecionych dłoniach. Nie patrzy na mnie skupiając się na zamku swojej bluzy. Trafiłam w czuły punkt. Uśmiecham się z satysfakcją wlewając sok pomarańczowy do pustych szklanek, z których jedną z nich przesuwam w jego stronę. - Za każdą zmianą coś stoi.
- Jakaś osoba? - cieszę się, że w końcu przerwa gęstniejącą między nami ciszę. Rozsiada się wygodniej w fotelu zabierając ze stolika szklane naczynie. Unoszę brew rzucając mu zaczepne spojrzenie. Znam go na tyle, że wiem, że nie uda mi się go podejść na tyle jakbym chciała.
- Ty to powiedziałeś - śmieje się cicho widząc jego zaskoczenie. Zakładam nogę na nogę poprawiając moją ciemną sukienkę. Uderzam długimi paznokciami w podłokietnik obserwując go uważnie. - Pytam jako twoja przyjaciółka, a nie twoje terapeutka.

Wojciech wstaje z miejsca wykręcając palce. Krąży po moim gabinecie jakby zaraz miał zacząć wyrywać włosy z głowy. Siedzimy w ciszy kolejne długie minuty, jednak wiem, że gdy uzna się za gotowego zacznie mówić. Wyciągam z kieszenii telefon otwierając jeden z portali społecznościowych. Te cotygodniowe spotkania z siatkarzem zwykle nie są tradycyjną terapię. Śmiejemy się, rozmawiamy na banalne tematy, żartujemy - po tych kilku latach trzeba. Pamiętam, że kiedy usiadł na twardym, obrotowym krześle po raz pierwszy był zagubionych dwudziestolatkiem, który zachłysnął się sportem. Nie wiem dokładnie jaki był jego problem, jednak, gdy się go pozbyliśmy pojawił się kolejny. Presja ze strony zespołu, niezrozumienie ze strony rodziców, mijające lata. Otworzył się przede mną, choć nie musiał.
- Aśka, nie naciskaj - wraca na miejsce zabierając z moich rąk komórkę. Prycham rozbawiona jego zachowaniem uśmiechając się szeroko. Rzuca przedmiot na biurko i z wymuszonym, wyuczonym uśmiechem siada na krześle - A co tam u Kordiana?
Przewracam oczami rzucając mu surowe spojrzenie. Chce mu pomóc, co oznacza, że musi mnie w końcu wpuścić za ten mur, który buduje.
- Nie zmieniaj tematu, Włodarczyk - cmokam z irytacją przeczesując włosy. Patrzymy na siebie w milczeniu taksując się spojrzeniami.

Zegar wiszący na ścianie wybija godzinę szesnastą, czyli koniec naszego spotkania. Wzruszam ramionami przeklinając pod nosem własną głupotę. Gdybym zdjęła ten zabytkowy rupieć mogłabym w końcu przycisnąć chłopaka. Jednak wydawał się tak uroczy na targu staroci, że nie mam sumienia tego zrobić. Czuję jak cmoka mnie na pożegnanie w policzek, a gdy wracam do rzeczywistości słyszę jak trzaskają za nim drzwi. Tyle z przyjacielskich pogaduszek, czas zacząć działać panie Wojciechu!



✯✯✯



Opieram się klatką piersiową o wysoki bufet, za którym siedzi blondynka. Zerkam na nią, jednak ona  ewidentnie mnie ignoruje. Wzdycham coraz głośniej chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.
- Robię raport dla Starego - mówi nie przerywając klikania w klawiaturę laptopa. Zagryzam wargę, aby się nie roześmiać, ponieważ dawno nie widziałam Andżeliki w takim skupieniu. Zerkam na ekran komputera, na którym w trybie ekspresowym pojawiają się słowa. - Zrób sobie kawę, a nie patrzysz mi tak przez ramię. Wojtek już poszedł?
Kiwam głową wyjmując telefon komórkowy i otwierając nową wiadomość. Uśmiechasz się widząc zdjęcie przygotowanego specjalnie dla mnie obiadu przez mojego ukochanego męża. Śmieję się pod nosem obchodząc bufet, aby dostać się do ekspresu do kawy. Czekając na charakterystyczny dźwięk zerkam na pracującą recepcjonistkę, która po dłuższej chwili odwraca się do mnie ze zmęczeniem wymalowanym na twarzy. Podaję jej filiżankę czarnej kawy, którą odbiera ode mnie z błogim uśmiechem.
- Jeszcze jedna dziewczyna i koniec na dziś - odpowiada na pytanie, którego nie muszę zadawać. - Duchu miał ją wziąć pod swoje silne ramiona, jednak grypa żołądkowa i jego nie ominęła. - obie wzdryga się na się na myśl panującego w poradni wirusa, który i nas nie oszczędził. Dalej czuję ból gardła od napadających mnie torsji.

Rozmowa z blondynką zawsze sprawia, że nie czuję na sobie tych wszystkich słów, które pacjenci wypowiadają w rozmowach ze mną. Gdybym nie potrafiła odciąć się od tego wszystkiego zupełnie bym zwariowała. W chwili, gdy otworzyłam drzwi miejsca, gdzie teraz jestem wiedziałam, że za drzwiami pomieszczenia, w którym spędzam większość czasu będą działy się rzeczy, o których będąc na studiach nie miałam odwagi pomyśleć. Chciałam pomagać, jednak budziłam się zlana zimnym potem, gdy śniła mi się rozmowa z niedoszłą samobójczynią czy rodzicem, który stracił dziecko. To sytuacje i jeszcze wiele innych sama nie umiałabym znieść, a co dopiero pomóc pozbierać się po nich innym. Jednak z czasem przyszedł profesjonalizm, nauczyłam się mówić i rozmawiać. Starałam się po prostu dotrzeć do zarodka problemu i razem z nimi go wypowiedzieć. To nie miało wyglądać tak, że rozmowa z tatą zmarłego Piotrusia zakończy się, gdy mężczyzna wypowie magiczne zdanie “Nie jestem winny śmierci swojego dziecka” - nie o to chodziło. W tym wszystkim chodziło o nazywanie emocji, o strach ludzi przed łzami, o zatajone uczucia, które zjadały od środka. Razem z moim nowym przyjacielem podążałam drogą do harmonii, gdy z pełną świadomością mógł powiedzieć, że jest szczęśliwy. Czasem wystarczyło kilka sesji, czasem nie wystarczały lata. Każdy ból ma kilka etapów, jednak ich długość zależy od nas samych. Jednak moja praca to nie tylko mordercy, którzy szukają rozgrzeszenia, coraz częściej zdarzają się ludzie, których o problemy aż grzech postrzegać. Biznesmeni, sportowcy, nastolatki - wszyscy, którzy chcą coś zmienić, a system konsekwentnie im to uniemożliwia. Staramy się coś zmienić razem i gdy czytam wywiady, gdzie wspominają naszą terapię czuję, że uczestniczyłam w bardzo ważnym przedsięwzięciu. Chcę pomagać dlatego właśnie jestem , gdzie jestem i robię to, co robię.

- Dzień dobry! - słaby głos przerywa wymianę spojrzeń między mną, a recepcjonistką. Obracam się w stronę wejścia z uśmiechem zerkając dyskretnie do zeszytu przyjęć. Domyślam się, że to właśnie o niej rozmawiałyśmy kilka chwil wcześniej, jednak patrząc na zaróżowiony nos młodej dziewczyny śmiało mogłabym ją pomylić z kolejną studentką, która ma zacząć u nas praktyki.
- Zofia Załuska? - pytam wychodząc zza lady i wyciągając dłoń ku drobnej blondynce. Widzę jej zawahanie, które momentalnie zanotowano w głowie. Terapia zaczyna się, gdy pierwszy raz przekraczasz próg. Jednak po krótkim grymasie zdezorientowania odwzajemnił uścisk kiwając głową. Uśmiecham się do niej przyjaźnie chcąc wzbudzić jej zaufanie, sympatię, nawiązać nić porozumienia. Podobno to właśnie pierwsze dziesięć sekund decyduje o dalszym ciągu relacji międzyludzkich. Na podstawie komunikatów werbalnych i niewerbalnych wyrabiamy sobie bowiem opinię na temat drugiej osoby. Nie zawsze ocena jej podyktowana jest przy tym racjonalnymi argumentami. - Joanna Andrukiewicz, będę twoim terapeutą. Zdejmij kurtkę i zapraszam do mojego gabinetu.

Czekam aż odwiesił płaszcz na wieszak i gestem zaprosiłam ją do mojego małego królestwa, gdzie będę miała przewagę. Idę kilka kroków za nią analizując jej spięte ramiona, wycofanie i wszystko, co sprawiało, że mimo swojej nieprzeciętnej urody wprawiała ludzi we współczucie. Po drodze zabieram kawę mrucząc w stronę Andżeliki “Duch stawia obiad.” zamykam drzwi. Czas zacząć wizytę, od której wszystko zależy.





✯✯✯

Dobry wieczór! Wojtka w Wojtku bardzo mało, jednak mam nadzieję, że już wiecie o co chodzi. Chociaż w małym stopniu. To wszystko jest pomieszane i poplątane, więc wybaczcie za ten ślub w prologu (po prostu musiałam), a właściwie chciałam przedstawić Wam świat Joanny, osoby wszystkiemu winnej. 

Pytanie wagi państwowej: z kim widzę się we Wrocławiu na Pucharze Polski? Już zaciskam kciuki! Jednak trochę mi szkoda, że pana WW nie będzie ;--;