Według Freuda, szczęście jest czymś subiektywnym, dlatego trudno jest przyjąć taką definicję szczęścia, która zadowoliłaby wszystkich. Istnieją tak przeróżne indywidualne koncepcje szczęścia, że aż krańcowo odmienne, nieuporządkowane lub wręcz sprzeczne. Lista tych określeń może nie mieć końca. Co mi daje szczęście? Kordian, miłość, praca i gdy Wojtek jest szczęśliwy. Wiem, że na to zasługuje.
Ostatnie promienie wrześniowego Słońca oświetlają skąpany w muzyce klasycznej gabinet. Uśmiecham się szeroko obracając w stronę okna skórzany fotel. Nie mogłam inaczej wyobrazić sobie mojej przyszłości - jest najlepiej.
Wpisuję do skórzanego zeszytu kolejną datę i skreślam zapisaną pod nią godzinę z Włodarczykiem. Sportowiec siedzi naprzeciw mnie z uśmiechem wpatrując się w migoczącą wesoło złotą obrączkę.
- Warto było tchórzyć? - pyta uśmiechając się kpiąco. Uśmiecham się do niego jeszcze szerzej nie odpowiadając, przecież wiem i nie muszę. To pytanie było retoryczne, a jeśli nawet chciałby na nie odpowiedzi to w tym miejscu ja ustalam zasady. - Opaliłaś się na tych Karaibach.
- Dzięki - mruczę przekładając plik zamkniętych jeszcze kopert z jednej strony biurka na drugą. Nie mam dzisiaj głowy do tych wszystkich tabelek i wykresów skuteczności leczenia. Wróciłam do pracy trzy dni temu i jeszcze nie wciągnęłam się w gabinetową rutynę. Te kilka dni spędzone z ukochanym mężem były najlepszą nagrodą. - Miesiąc miodowy ma swoje prawa.
- Taka miłość się nie zdarza. - odchyla się trzymając dłonią kant dzielącego nas biurka. Jego brązowe oczy błyszczą zaczepnie, jednak gdy chowam leżące dotychczas na blacie zdjęcia poważnieje.
Obracam się po raz kolejny w stronę okna układając sobie wszystko w głowie. Przyjemne zawroty po chwili ustępują, a ja ponownie chcę rozpocząć najbardziej ciekawy dla mnie temat. Od kiedy znam Wojciecha nigdy nie udało nam się dojść do źródła tego wszystkiego. Jednak na ostatnim Sylwestrze udało mi się wychwycić z jego pijackiego bełkotu kilka słów, które posłużyły mi za podwaliny koncepcji tego całego bałaganu w wojtkowym wnętrzu.
- Jaka ona była? - pytam układając głowę na splecionych dłoniach. Nie patrzy na mnie skupiając się na zamku swojej bluzy. Trafiłam w czuły punkt. Uśmiecham się z satysfakcją wlewając sok pomarańczowy do pustych szklanek, z których jedną z nich przesuwam w jego stronę. - Za każdą zmianą coś stoi.
- Jakaś osoba? - cieszę się, że w końcu przerwa gęstniejącą między nami ciszę. Rozsiada się wygodniej w fotelu zabierając ze stolika szklane naczynie. Unoszę brew rzucając mu zaczepne spojrzenie. Znam go na tyle, że wiem, że nie uda mi się go podejść na tyle jakbym chciała.
- Ty to powiedziałeś - śmieje się cicho widząc jego zaskoczenie. Zakładam nogę na nogę poprawiając moją ciemną sukienkę. Uderzam długimi paznokciami w podłokietnik obserwując go uważnie. - Pytam jako twoja przyjaciółka, a nie twoje terapeutka.
Wojciech wstaje z miejsca wykręcając palce. Krąży po moim gabinecie jakby zaraz miał zacząć wyrywać włosy z głowy. Siedzimy w ciszy kolejne długie minuty, jednak wiem, że gdy uzna się za gotowego zacznie mówić. Wyciągam z kieszenii telefon otwierając jeden z portali społecznościowych. Te cotygodniowe spotkania z siatkarzem zwykle nie są tradycyjną terapię. Śmiejemy się, rozmawiamy na banalne tematy, żartujemy - po tych kilku latach trzeba. Pamiętam, że kiedy usiadł na twardym, obrotowym krześle po raz pierwszy był zagubionych dwudziestolatkiem, który zachłysnął się sportem. Nie wiem dokładnie jaki był jego problem, jednak, gdy się go pozbyliśmy pojawił się kolejny. Presja ze strony zespołu, niezrozumienie ze strony rodziców, mijające lata. Otworzył się przede mną, choć nie musiał.
- Aśka, nie naciskaj - wraca na miejsce zabierając z moich rąk komórkę. Prycham rozbawiona jego zachowaniem uśmiechając się szeroko. Rzuca przedmiot na biurko i z wymuszonym, wyuczonym uśmiechem siada na krześle - A co tam u Kordiana?
Przewracam oczami rzucając mu surowe spojrzenie. Chce mu pomóc, co oznacza, że musi mnie w końcu wpuścić za ten mur, który buduje.
- Nie zmieniaj tematu, Włodarczyk - cmokam z irytacją przeczesując włosy. Patrzymy na siebie w milczeniu taksując się spojrzeniami.
Zegar wiszący na ścianie wybija godzinę szesnastą, czyli koniec naszego spotkania. Wzruszam ramionami przeklinając pod nosem własną głupotę. Gdybym zdjęła ten zabytkowy rupieć mogłabym w końcu przycisnąć chłopaka. Jednak wydawał się tak uroczy na targu staroci, że nie mam sumienia tego zrobić. Czuję jak cmoka mnie na pożegnanie w policzek, a gdy wracam do rzeczywistości słyszę jak trzaskają za nim drzwi. Tyle z przyjacielskich pogaduszek, czas zacząć działać panie Wojciechu!
✯✯✯
Opieram się klatką piersiową o wysoki bufet, za którym siedzi blondynka. Zerkam na nią, jednak ona ewidentnie mnie ignoruje. Wzdycham coraz głośniej chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.
- Robię raport dla Starego - mówi nie przerywając klikania w klawiaturę laptopa. Zagryzam wargę, aby się nie roześmiać, ponieważ dawno nie widziałam Andżeliki w takim skupieniu. Zerkam na ekran komputera, na którym w trybie ekspresowym pojawiają się słowa. - Zrób sobie kawę, a nie patrzysz mi tak przez ramię. Wojtek już poszedł?
Kiwam głową wyjmując telefon komórkowy i otwierając nową wiadomość. Uśmiechasz się widząc zdjęcie przygotowanego specjalnie dla mnie obiadu przez mojego ukochanego męża. Śmieję się pod nosem obchodząc bufet, aby dostać się do ekspresu do kawy. Czekając na charakterystyczny dźwięk zerkam na pracującą recepcjonistkę, która po dłuższej chwili odwraca się do mnie ze zmęczeniem wymalowanym na twarzy. Podaję jej filiżankę czarnej kawy, którą odbiera ode mnie z błogim uśmiechem.
- Jeszcze jedna dziewczyna i koniec na dziś - odpowiada na pytanie, którego nie muszę zadawać. - Duchu miał ją wziąć pod swoje silne ramiona, jednak grypa żołądkowa i jego nie ominęła. - obie wzdryga się na się na myśl panującego w poradni wirusa, który i nas nie oszczędził. Dalej czuję ból gardła od napadających mnie torsji.
Rozmowa z blondynką zawsze sprawia, że nie czuję na sobie tych wszystkich słów, które pacjenci wypowiadają w rozmowach ze mną. Gdybym nie potrafiła odciąć się od tego wszystkiego zupełnie bym zwariowała. W chwili, gdy otworzyłam drzwi miejsca, gdzie teraz jestem wiedziałam, że za drzwiami pomieszczenia, w którym spędzam większość czasu będą działy się rzeczy, o których będąc na studiach nie miałam odwagi pomyśleć. Chciałam pomagać, jednak budziłam się zlana zimnym potem, gdy śniła mi się rozmowa z niedoszłą samobójczynią czy rodzicem, który stracił dziecko. To sytuacje i jeszcze wiele innych sama nie umiałabym znieść, a co dopiero pomóc pozbierać się po nich innym. Jednak z czasem przyszedł profesjonalizm, nauczyłam się mówić i rozmawiać. Starałam się po prostu dotrzeć do zarodka problemu i razem z nimi go wypowiedzieć. To nie miało wyglądać tak, że rozmowa z tatą zmarłego Piotrusia zakończy się, gdy mężczyzna wypowie magiczne zdanie “Nie jestem winny śmierci swojego dziecka” - nie o to chodziło. W tym wszystkim chodziło o nazywanie emocji, o strach ludzi przed łzami, o zatajone uczucia, które zjadały od środka. Razem z moim nowym przyjacielem podążałam drogą do harmonii, gdy z pełną świadomością mógł powiedzieć, że jest szczęśliwy. Czasem wystarczyło kilka sesji, czasem nie wystarczały lata. Każdy ból ma kilka etapów, jednak ich długość zależy od nas samych. Jednak moja praca to nie tylko mordercy, którzy szukają rozgrzeszenia, coraz częściej zdarzają się ludzie, których o problemy aż grzech postrzegać. Biznesmeni, sportowcy, nastolatki - wszyscy, którzy chcą coś zmienić, a system konsekwentnie im to uniemożliwia. Staramy się coś zmienić razem i gdy czytam wywiady, gdzie wspominają naszą terapię czuję, że uczestniczyłam w bardzo ważnym przedsięwzięciu. Chcę pomagać dlatego właśnie jestem , gdzie jestem i robię to, co robię.
- Dzień dobry! - słaby głos przerywa wymianę spojrzeń między mną, a recepcjonistką. Obracam się w stronę wejścia z uśmiechem zerkając dyskretnie do zeszytu przyjęć. Domyślam się, że to właśnie o niej rozmawiałyśmy kilka chwil wcześniej, jednak patrząc na zaróżowiony nos młodej dziewczyny śmiało mogłabym ją pomylić z kolejną studentką, która ma zacząć u nas praktyki.
- Zofia Załuska? - pytam wychodząc zza lady i wyciągając dłoń ku drobnej blondynce. Widzę jej zawahanie, które momentalnie zanotowano w głowie. Terapia zaczyna się, gdy pierwszy raz przekraczasz próg. Jednak po krótkim grymasie zdezorientowania odwzajemnił uścisk kiwając głową. Uśmiecham się do niej przyjaźnie chcąc wzbudzić jej zaufanie, sympatię, nawiązać nić porozumienia. Podobno to właśnie pierwsze dziesięć sekund decyduje o dalszym ciągu relacji międzyludzkich. Na podstawie komunikatów werbalnych i niewerbalnych wyrabiamy sobie bowiem opinię na temat drugiej osoby. Nie zawsze ocena jej podyktowana jest przy tym racjonalnymi argumentami. - Joanna Andrukiewicz, będę twoim terapeutą. Zdejmij kurtkę i zapraszam do mojego gabinetu.
Czekam aż odwiesił płaszcz na wieszak i gestem zaprosiłam ją do mojego małego królestwa, gdzie będę miała przewagę. Idę kilka kroków za nią analizując jej spięte ramiona, wycofanie i wszystko, co sprawiało, że mimo swojej nieprzeciętnej urody wprawiała ludzi we współczucie. Po drodze zabieram kawę mrucząc w stronę Andżeliki “Duch stawia obiad.” zamykam drzwi. Czas zacząć wizytę, od której wszystko zależy.
✯✯✯
Dobry wieczór! Wojtka w Wojtku bardzo mało, jednak mam nadzieję, że już wiecie o co chodzi. Chociaż w małym stopniu. To wszystko jest pomieszane i poplątane, więc wybaczcie za ten ślub w prologu (po prostu musiałam), a właściwie chciałam przedstawić Wam świat Joanny, osoby wszystkiemu winnej.
Pytanie wagi państwowej: z kim widzę się we Wrocławiu na Pucharze Polski? Już zaciskam kciuki! Jednak trochę mi szkoda, że pana WW nie będzie ;--;
Ja chyba się pojawię, ale to dopiero jak dowiem się czy Skra awansuje do finałów, w przeciwnym razie będę siedziała w mieszkaniu z zeszytami i uczyła się na egzaminy 😵
OdpowiedzUsuńTak to ukartowałaś! Nie powiem, ret, zaskakujesz. Udało Ci się w stu procentach.
OdpowiedzUsuńCałość bardzo intrygująca, pomysł wygląda na obłędny i na pewno niespotykany. Nigdy bym nie wpadła na to, że Aśka jest ich terapeutką...
Pragnę więcej!
Takiego obrotu sprawy to ja się nie spodziewałam ♥ Jestem zaskoczona i to bardzo pozytywnie, już nie mogę doczekać się pozostałych części. Treść i gif skradły moje serce. Tak samo, jak yummy pragnę więcej! Życzę weny i ściskam ;*
OdpowiedzUsuńjestem,przeczytałam,kocham♥
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że potrafisz zaskoczyć i to jeszcze jak wytrawnie! Zakochałam się po prostu w twoim stylu, wszystko jest takie płynne i plastyczne i czekam na następny! :)
OdpowiedzUsuńhttp://sublimacyjnie.blogspot.com/ - Zapraszam :)